Pewna matka postanowiła zaangażować się w przygotowania do szkolnej imprezy mikołajkowej. Włożyła w ten projekt sporo własnych środków finansowych oraz czasu, ale ostatecznie nie spotkało się to z wystarczającym uznaniem. Teraz stanowczo deklaruje, że nie zamierza angażować się w podobny sposób w przyszłości.
Jakiś czas temu informowaliśmy o nauczycielce pracującej w szkole podstawowej, której doświadczenia związane z mikołajkowymi życzeniami swoich uczennic były dla niej zaskoczeniem. Wszystkie dziewczynki chciały dostać kosmetyki jako prezenty.
„Przygotowywaliśmy się do mikołajek z moją klasą czwartą i losowaliśmy prezenty. Nigdy nie przypuszczałam, że coś mnie jeszcze może zdziwić. Każda z dziewczynek wyrażała pragnienie otrzymania… kosmetyków. Byłam kompletnie zaskoczona. Mam ponad 30 lat doświadczenia zawodowego i nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką sytuacją. Te dzieci mają zaledwie po 11 lat! Każda prosiła o błyszczyk, róż, tusz, krem, balsam” – mówiła nauczycielka. Jej zdumienie wynikało z tego, że wcześniej dzieci zawsze wybierały książki jako prezenty. Zaniepokoiło ją to, że teraz wszystkie marzenia dziewcząt skupiają się jedynie na kosmetykach. W przypadku chłopców sytuacja nie uległa takiej zmianie, nadal preferują oni karty do gry jako upominki, choć rodzaj gier uległ zmianie.
Jedna z matek postanowiła pomóc w organizacji mikołajek w klasie swojego syna i opowiedziała o swoich doświadczeniach. „Na Mikołaja chodzi się do kina, żeby nie pytali o oceny i problem jest rozwiązany. Ja sama pewnego roku kupowałam prezenty mikołajkowe dla całej klasy za 11 złotych od osoby jako członek komitetu rodzicielskiego” – mówi. Dodaje, że nie tylko musiała dołożyć swoje prywatne pieniądze, ale także wziąć urlop, a jej syn został później skrytykowany za te prezenty. „Kupiłam słodycze, po kubku dla każdego. Specjalnie pojechałam do hurtowni, aby paczka była pełna prezentów i nigdy więcej nie zrobię tego” – dodaje.